Szukaj na tym blogu

niedziela, 19 marca 2017

LECH ŁĘCZNA - nielubiane "mydło"

W domino "mydło" to klocek bez kropek.

Nienawidze remisów 0-0 i dlatego ciężko cokolwiek pisać o tym meczu, by nie popaść w banał.

Może ta refleksja... nie jest możliwe by cały czas "grać jak z nut". W końcu bywają w piłce i remisy i porażki .
Rywal jak rywal. Jak każdy w tej naszej "nieprzewidywalnej lidze".

Przyznam... po 1 połowie włączył mi się "film z meczu z Arką w Poznaniu" i pomyślałem " no to znowu gówniany remis". Co ciekawe tak słabe remisy Lech "wymęcza" przy komplecie na trybunach INEA Stadion.
Jakaś prawidłowość?
 Co do Łęcznej, znając Smudę wiedziałem ,że Łęczna na bank nie padnie ze zmęczenia. Można więc było liczyć wyłącznie na "wyższe umiejętności piłkarskie".
Znowu tak smutno po meczu mi nie było!

Zawiodła tym razem skuteczność ,bo przecież i Pawłowski i Radut swobodnie mogliby strzelić po bramce.
O sytuacji Majewskiego nie napiszę bo ona "znosi się" z sytuacją - marzenie Śpiączki.
Obie sytuacje to były sytuacje bramkowe.
Cóż zatem, gdyby było 1-1 można byłoby choć coś "barwnego" napisać, a tak... plaża dzika plaża.
A po 1 połowie to  była "ulubiona" , wręcz typowa ligowa statystyka czyli celnych strzałów z obu stron =  1 : 1





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz