Szukaj na tym blogu

środa, 13 czerwca 2012

ŻYCIE STADIONOWE NA EURO - POZNAŃ

 Oglądam w TV Euro 2012 , ale mimo emocji, piwa z lodowki, czipsów mam wrażenie że to jest TYLKO telewizja.
Wrażenie że NAPRAWDĘ przezyją to wydarzenie ci co "załapią się" na obojętnie jaki mecz. Ci co są 'w środku" wydarzeń, w "oku cyklonu" ,na stadionie.
Fajnie mają i ci co odwiedzają 'strefy kibica", bo nie każdy może wejść na stadion. Ci co po oglądaniu w "strefie" mogą po 23-ciej pójść jeszcze w czerwcową noc na piwo na Stary Rynek, i gadać, gadać, gadać. I poznawać kiboli innych nacji , gdzie czasami jedynymi wspólnie znanymi słowami w obu językach są nazwiska graczy. Tych obecnie grających i tych "prehistorycznych dinozaurów".

Bardzo się ucieszyłem kiedy na maila dostałem tekst "piotrxxx" naszego kolegi, typera, z meczu (i okolic meczu) Chorwacja-Irlandia.

A więc co tu nawijać, dajesz piotrxxx, dajesz !!!!!

"Jak już napisałem wcześniej mojej wizycie na Euro towarzyszyły różne nastroje. Od euforii po wylosowaniu biletów, przez zawód po wylosowaniu grup aż po maksymalną radochę w trakcie niedzielnego meczu. Początkowo myślałem , że to będzie najsłabszy mecz na Euro. Chorwacja , hmm no nieźle, Irlandia pod względem piłkarskim zdecydowanie gorzej. Sam mecz tych dwóch drużyn teoretycznie najsłabszy. Na szczęście w życiu teoria i praktyka to dwie różne sprawy.
Na stadion wspólnie z rodzinką dotarliśmy na piechotę. Rodzice mają na Pogodnej ogród więc mieliśmy stosunkowo niedaleko. Na ulicach spokój, senność ale w tle było już od około 17 słychać głośne, wyspiarskie „Ole,Ole”. Gdzie niegadzie przemykały pojedyncze grupki kiboli. Inna sprawa, że pogoda od południa zaczęła się psuć, zrobiło się chłodno i deszczowo co pewnie tych mniej zagorzałych kibiców poznańskich zniechęciło żeby pójść pod stadion nie mając biletu.
Atmosferę dało się poczuć dopiero w pobliżu Grunwaldzkiej. Tam już było wiadomo, że „coś” się dzieje. Chóralne śpiewy, śmiech i „wiszący” w powietrzu zapach piwa nie pozostawiały wątpliwości, że będzie wesoło. Cały ten obraz uzupełniało zielono-biało-pomarańczowe morze pasów przeplatane biało-czerwoną szachownicą .



                                                 

Trochę mnie zaskoczyła pustka w tramwajach zmierzających w stronę stadionu. Na dobrą sprawę wsiadając 2-3 przystanki przed Bułgarską spokojnie można było znaleźć miejsce siedzące. Żadnego ścisku, tłumu, po prostu luz i wygoda. Wydaje się, że MPK świetnie przygotowało się do tego dnia i zabezpieczyło imprezę w odpowiednią ilość środków transportu. Na minus wielki bałagan na ulicach ale to już „zasługa” naszych gości. Momentami trudno było przejść aby nie nadepnąć puszki czy butelki. Takiego bajzlu chyba w życiu nie widziałem przed ani po żadnym meczu. Brachol, który świętował pod stadionem mówił mi tylko, że zaraz po rozpoczęciu meczu podjechało kilka ekip i dość sprawnie uporało się z problemem. Kolejny plus na konto miasta.
Samo wejście na stadion pomimo 2 kontroli i 1 kołowrotka dość szybkie. Łącznie nie więcej niż 10 minut. Obsługa bardzo pomocna i kontaktowa. Jak widzieli, że ktoś zbyt długo „się mota” od razu doskakiwali i starali się pomóc. W ramach premii każdy dostał chyba po 3 parasole które na wejściu bezwzględnie kasowali ludziom zgodnie z wcześniejszymi zapowiedziami ;) Strasznie żal było mi tylko przyjezdnych, którzy liczyli jeszcze, że uda Im się kupić wejściówkę. Zmoknięci z rozmytymi karteczkami  „need a ticket”, wzrokiem kota ze Shreka rozglądali się dookoła.  Po cichu miałem nadzieję, że dadzą radę.
Pośród opinii gości na temat stadionu większość była bardzo pozytywna co również mnie ucieszyło – fajnie usłyszeć, że masz coś fajnego. W końcu dotarliśmy do celu. Trybuna 4, 2 piętro, sektor o2. Pewnie pierwszy i ostatni raz wszedłem na stadion wejściem … dla przyjezdnych ? Miłym zaskoczeniem po drodze były punkty a właściwie punkt (bo tylko 1 widziałem) gastronomiczny. Zamiast obskurnych i śmierdzących grilli, metalowy kiosk z hot dogami, napojami i innymi pierdołami dla wygłodzonego fana, bez wodotrysków ale czysty i estetyczny. Według mnie na stadionie nic więcej nie potrzeba (jeśli nie jesteś VIPem)
Toalety również jak na tą ilość ludzi czyste, sprawne i z papierem ;P Co ciekawe – Oni wszyscy nie wiedzą co oznacza trójkąt i kółko na drzwiach. Jakie było ich zdziwienie, że w kolejce do damskiej toalety wśród 30 facetów stoi 1 kobieta. Hehe.
Po pstryknięciu paru fotek i poszukaniu miejscówek przyszedł czas na koncert.


                                               
 
 Najpierw hymn Chorwatów. Było dobrze ale po hymnie Irlandczyków  uznałem, że jednak tylko nieźle. To co wyspiarze pokazali w pierwszych 15 minutach to była niesamowita „petarda” Nie jestem pewien czy ten stadion gościł już tyle decybeli. Oczywiście z pełnym szacunkiem do nas samych i naszego dopingu ale to było coś wspaniałego. Ryk jakiego ja osobiście jeszcze nie słyszałem. Nawet szybka strata pierwszego gola Ich nie uciszyła, co więcej miałem wrażenie, że jeszcze bardziej ich zmotywowała. Na dobrą sprawę nie mogłem się zdecydować czy oglądać mecz czy podziwiać to co dzieje się na trybunach. Jak już wcześniej wspomniałem Chorwaci również byli bardzo mocni, zorganizowani, bardziej kibolscy. Pomimo mniejszej liczebności potrafili momentami zagłuszyć resztę towarzystwa. W 19 minucie nastał czas Wyspiarzy. Gol ze stałego fragmentu sprawił, że stadion oszalał i ... na trybunach pojawił się nasz akcent. Irlandczycy chyba ku zdziwieniu wszystkich poznaniaków odtańczyli "Let's do the Poznan".

                                           

W przerwie spotkałem "znajomego" z Bułgarskiej – Piotrka Reissa . Jak zwykle uśmiechnięty i życzliwy. Widać, że ten stadion to Jego drugi dom i dobrze się tutaj czuje niezależnie od roli i okoliczności.
Druga połowa to koncert Chorwatów. Świetna, składna i momentami bardzo szybka gra pozbawiła Irlandczyków złudzeń. Walka, zaangażowanie i wybieganie okazały się niewystarczające ale Ich kibiców to nie obchodziło. Zabawa szła w najlepsze. Co prawda po drugiej bramce doping nieco ucichł ale pomimo dwóch bramek straty każdą dobrą akcję i interwencję nagradzali gromkimi brawami i śpiewem.


                                                 

Nieco atrakcji w końcówce dostarczył wszystkim „sprinter” w chorwackich barwach, który postanowił wyściskać Bilića i osobiście podziękować mu za cenne zwycięstwo. A że akurat najkrócej było Mu przez boisko to musiał uznać wyższość biegaczy z ochrony. Oby tylko nie przypłacił tego jakimś zakazem stadionowym bo szkoda by Go było.
Niestety wszystko co dobre kiedyś się kończy. Ostatni gwizdek i owacja na stojąco dla jednych i drugich.
Ostatnia tego dnie próba dla organizatorów.  Stadion opustoszał dość szybko i chyba sprawnie. Ja w każdym razie nie napotkałem żadnych trudności. Trochę bałaganu na ulicach ale ogólnie spokój i pokój. Paru mundurowych wyprowadziło konie na spacer ale chyba trochę bardziej na pokaz niż z konieczności. Komunikacja miejska znów dała radę. Podobnie jak przed tak i po meczu nikt nie wpychał się na siłę do wagonów. Nikt się nie spieszył. Nie pojedzie tym to innym. Pełen luz. Tu i ówdzie nasze chłopaki postanowiły dorobić i pohandlowały piwkiem z bagażnika i nawet fakt, że patrzyli na nich policjanci nie przeszkadzał… ani jednym ani co dziwniejsze drugim.
Podsumowując, cholernie się cieszę, że mogę wszystko to opisać w tak landrynkowych kolorach. Z natury jak to każdy Polak lubię ponarzekać ale wczoraj nie było po prostu na co. Jeśli mógłbym to przeżyć jeszcze raz to absolutnie niczego bym nie zmienił.
Dla mnie był to spektakl godny Mistrzostw Europy i każdemu życzę aby chociaż raz w życiu miał okazję doświadczyć czegoś podobnego.".





Do tego "dorzucam" wrażenia po "dzisieju"
Portugalia-Dania 3-2
Do 20 minuty nudy i jak za dotknięciem różczki, po bramce dla Portugalii mecz "zastartował".
Po kolei :1-0,2-0,2-1,2-2,3-2 (86 minuta Varela).Portugalia ma te swoje wymarzone 3 punkty i robi się ciekawie.
Ci co nie oglądali niech żałują bo po 1- 5 bramek, pięknych, a o to w tym cyrku przecież chodzi po 2- nie zobaczyli niewiarygodnego pudła Ronaldo po 3- poziom realizacji TV z boisk ukraińskich "leje na głowę" tę z boisk polskich. Kto ogląda wie o czym piszę po 4- zdziwił mnie słaby doping i dla Portugalii i dla Danii. Może kiboli była garstka?

Holandia-Niemcy 1-2

Wrażenie, że Holendrzy są po prostu "zajechani" sezonem. Pełno gwiazd, ale nic z tego nie wynika. Najlepszy wśród Holendrów  Roben bez dwóch zdań. Sytuacja dziwna bo (oprócz Niemców) jeszcze Portugalia, Dania, jednak Holandia maką szanse na awans. Będzie  się działo tej grupie.

1 komentarz:

  1. Anonimowy13:47:00

    Witaj Waldas. Nie powiem, że Ci współczuję braku możliwości bycia na stadionie, bo żaden facet nie lubi współczucia. Chociaż wszyscy mamy emocje i uczucia. Jestem z Tobą solidarny. Wiadomo o co chodzi. Faktem jest, że nawet sprzęt audiofilski BOSE, nie zastąpi bycia na koncercie (a wiem co mówię, bo taki mam hehehe) i nawet 52" ekran nie zastąpi bycia na meczu - atmosfery, wrzawy, pasji ludzi zjednoczonych w jednym pragnieniu.
    Ja spotkania Polaków oglądam w Multikinie. To tylko namiastka, ułamek, 1% tego, co dzieje się na stadionie. I ceny piwa jak z kosmosu hehehehe, co ludzi doprowadziło do szewskiej pasji.
    Także szacun dla kolegi piotrxxx.
    Niech się bawi jak najlepiej!
    Pozdr.
    Marcin

    OdpowiedzUsuń