Szukaj na tym blogu

czwartek, 10 stycznia 2013

UDERZENIE GŁOWĄ



Często , przy sprawozdaniach z meczów czytam „bramka padła po UDERZENIU GŁOWĄ”.

Nic nie poradzę, że słysząc ten „piłkarski zwrot” przed oczami stają mi wspomnienia z dzieciństwa i bójek „ulica na ulicę”. 
Na Wildzie często dochodziło do takich „rozliczeń” kiedy „negocjowano” status quo ... he he he między Kosiną/Uminą/Prądzyną/Garczyną/Fabryczną.
W ruch szły wtedy pięsci,  „szwaje” i oczywiscie najskuteczniejsze „walnięcia z glacy” czyli tytułowe „uderzenie głową”.

Nuta wojenna przy tym okresleniu i dlatego, że często mecz jest porównywany do wojny, bitwy, walki do ostatniego tchu.
A na wojnie (współczesnej) podstawa to OPANOWANIE PRZESTRZENI POWIETRZNEJ. Od tego wszystko się zaczyna.

Jak jest u nas, w polskiej klubowej piłce, w Lechu ?.
Patrząc na „poczynania napastników” , pomocników i obrońców widać że gra głową to „aspekt treningu”, który jest daleko w  „planie treningowym”. Pal szesć gdy dotyczy to starych „wyjadaczy”, oni „grają sprytem” (klasyczny przypadek Frankowski).
Tragedia gdy dotyczy młodych graczy i potem graczy „ w pełni rozkiwtu piłkarskiego wieku”.
Gołym okiem widać że cos takiego jak „gra głową”  ogranicza się do „odbicia piłki” na tzw „sztywnym karku”. Rzadko widać dynamiczne „wyjscie w górę” i strzał przy gwałtownym ruchu głowy w okreslonym kierunku. Obrońcy też bardziej „wybijają gałę” niż „zagrywają piłkę”.
Tą slabosć , niedostatki a czasami nawet „uwiąd gry głową” bardzo bystrze wykorzystał ostatnio Leńczyk. Jego Sląsk grał prostym systemem „ wolny –Mila-głowa-Każmierczak/Celeban/Elsner”. Wykorzystywali to wrocławianie  „aż do bólu” i jak się okazało skutecznie.

Co tu dużo mówić. Przypomnijmy sobie zawodników którzy mogliby (ostatnio) pretendować do miana „króla przestworzy”?
Od razy przychodzi mi do głowy Artjoms Rudnevs. Gracz który „STRZELAŁ GŁOWĄ  w zamierzonym kierunku”  i to dynamicznie, WYSKAKUJĄC WYSOKO DO PIŁKI (patrz mecz z Juve).
Nie były to „przypadkowe odbicia” , w zamierzeniu strzały głową zamieniające się w strzał ramieniem, karkiem czy plecami. Lewandowski? W Lechu miano własnie sporo pretensji że ten element wyszkolenia u niego „leży”.
Jego strzały to były raczej „tryknięcia”. Nie przekonuje mnie też twierdzenie że Arboleda dobrze gra głową. Gra „masą”. Twierdzę tak bo mówi o tym mała ilosć zdobywanych przez niego bramek, głową. O Kamińskim, Wołąkiewiczu nawet mi się nie chce pisać. Dzisiaj w Lechu nawet Slusarski to „nie jest król przestworzy” Zadałem sobie trud by ‘sprawdzić” jak strzelał bramki głową własnie.
Jak widać na niżej zamieszczonych obrazkach , nie potrzebował nawet „odrywać się od ziemi”. 




  



Bramki padały bo obrońcy „dawali dupy”. Mało zwrotni dawali się wyprzedzać Slusarzowi startującemu do kolejnego dosrodkowania ( przypominam, często w w meczach Lecha takich dosrodkowan z boku boiska bylo i 20, rekord to 26 !)
Rumak w pewnym sensie „ukradł metodę” Leńczyka wykorzystując „drewnianą grę głową” rywali. Nie udało się tylko ze Sląskiem ( grającym podobnie a bardziej wybieganym) i skutki widzielismy. Czyste, bolesne lanie. 

Nie mamy zresztą się co przejmować ,bo i nasza kadra Polski/PZPN miała „pełne portki strachu” przed meczem z Anglią i głównym tematem dyskusji było jak sobie z grą „w górze” poradzą obrońcy.

Wybijactwo to jedno, ale podania głową to już całkowita klęska.
Nie ma w polskiej lidze czegos takiego jak celne zagranie głową.
Jest za to mnogosć zderzeń głowami, pękniętych kosci czaszki (Zbozień, Bąk-Lechia, Niedzielan- że przypomnę najważniejsze przypadki) wstrząsów mózgu (Bosacki). Rozkrwawione nosy , pękniete po boksersku łuki brwiowe, rozcięte czaszki to prawie normalka każdej kolejki ligowej. Bierze sie to ze słabej techniki „gry głową”, braku wyczucia dystansu i przestrzeni , słabej skocznosci, wygimnastykowania.
Krwistej normalnosci tak wielkiej że nie dziwi stwierdzenie jednego z komentatorów Canal+(Kazimierza Węgrzyna- zwolennika „męskiej walki”) cyt „krew się nie pokazała, nic wielkiego się nie stało”.
„Normalnosci” tak oczywistej, że zaczynam się zastanawiać czy nasi piłkarze nie powinni grać (wzorem hokeistów lodowych) w kaskach ochronnych. 

Na dzis zamiast „zagrań głową” pozostają nam „podbicia piłki głową”, „musnięcia czołem”  i zagrania „bez adresata” po których przeciwnik dostaje „piłę na woleja”, prosto „na laczek”  i radosnie może „lutować z całej edy „ (patrz bramka Ubiparipa po „podaniu” niby jednego z najlepiej grających w polskiej lidze obrońców tj Banasia z KGHM).
Albo całkowite zdziwienie kiedy głową bramki zdobywają „kunysy” pokroju Frankowskiego-175 cm, (pamiętna bramka w meczu z Legią, głową) czy Piecha -171 cm, i zdziwienie dlaczego prawie 2 metrowy Wasiluk (196 cm) strzelił zaledwie 6 bramek w 8 sezonach gry w Extra.
W tej „powietrznej mizerii” nawet tak przeciętnie grający Slusarski może swobodnie pretendować do miana „króla przestworzy” mimo , że rzadko odrywa się od ziemi... he he he he.

Na koniec pozostaje pytanie : co by było gdyby w polskiej lidze grał gracz grający głową b. dobrze?
Myslę, że mógłby bez problemu strzelić minimum 15 bramek, w tym większosć głową  i to sezon w sezon.
Na razie NIC SIĘ NA TO NIE ZANOSI.

  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz