Szukaj na tym blogu

sobota, 13 października 2012

ANNA O MECZU Z RPA.....

Jednak znajoma była na meczu Polska-RPA.
Zadzwoniłem do niej , by dowiedzieć się co i jak. Jej relacja tym ciekawsza, że jest kibicem "spontanicznym" czyli bardzo rzadko chodzącym na mecze.
Niżej dość swobodne przytoczenie jej relacji:

     "To koleżanka namówiła mnie byśmy poszły na mecz. Piątek, weekend, dlaczego nie. Miałam jeszcze parę spraw do załatwienia, ale w końcu "dałam radę" i nie spóźniłam się. 
Ponieważ obawiałam się że będzie tłok i dużo ludzi to dość długo szukałam parkingu gdzieś dalej od stadionu. Jak się na miejscu okazało, niepotrzebnie ,bo miejsc parkingowych, na pierwszy rzut oka, przy stadionie było  dość. Co mnie zaskoczyło to szybki i sprawny system "dojścia" na swoje miejsce. Czyli "pierwsza bramka" - sprawdzanie czy nie ma się czegoś "zabanowanego", druga bramka (kołowrotek) już przed wejściem w swoją "strefę".
Jak mówiłam bilet kupiłam przez internet, wydrukowałam go. Kosztował mnie 38 złotych, a była to cena najniższa i najniższa "miały nieco "niższy cennik" niż kibice mężczyźni. Oni za bilet musieli zapłacić minimum 50 złotych."Przy bilecie" była mapka z zaznaczonym sektorem na którym miałam swoje  miejsce. Do tego było sporo stewardów więc poszukanie swojego miejsca nie było żadnym problemem. Zimno. Na szczęście nauczona doświadczeniem z meczu Polonia-Lech, na którym też kiedyś byłam, w październiku ubrałam się jak na zimę! Doświadczenie się przydało bo znajomi nie przewidzieli zimnej październikowej nocy i solidnie wymarzli.Na trybunach sporo ludzi, ponoć coś około 40 000.
 Zaczął się mecz.
O nim mogę powiedzieć niewiele, a powiedzieć dobrego jeszcze mniej. Nie wiem jak to wyglądało w telewizji, ale "na żywo" rzucał się w oczy "bezruch". Piłkarze mało biegali, złościły niecelne podania których było masę. Zresztą i jedni i drudzy "grzeszyli tym samym". Mówiłeś , że  w telewizji to wyglądało dość dynamicznie. Nieprawda. Piłkarze ruszali się niemrawo tak że nie było co oglądać.

 Kibice zresztą też specjalnie się nie wysilali. Ubranych w "polskie barwy" było niewielu. Większość to było "piknikowe towarzystwo". Bodajże raz w czasie meczu, dość martwe trybuny "zmarszczyła" meksykańska fala. Co tu pisać o dopingu skoro go wcale nie było, a schodzącą na przerwę reprezentację żegnały gromkie i powszechne gwizdy.
Pytałeś jak "garkuchnie"?. Nie wiem bo znajomi przynieśli ze sobą sporą wałówkę zatem  z "garmażu" nie było potrzeby korzystać. Ale jak widziałam, obsługa była sprawna i szybka.W przerwie na telebimach "szły reklamy" i występowały jakieś "nędzne girlsy". Pytałeś czy wyświetlano jakieś skróty, powtórkę bramki?. NIE. Tylko reklamy i "przebitki z trybun".
W drugiej połowie na boisko wszedł Murawski ,który nieco rozruszał drużynę i chyba po jednej z jego akcji padła bramka.
Wrażenia?
Stadion piękny.Akustyka stadionu idealna. Widoczność z mojego miejsca, super. Widziałam tzw "box VIP' w którym obsługa była w kucharskich "mundurkach"... wypas. Mecz bardzo słaby, no i baaardzo, bardzo zimno. Co zresztą chyba słychać.
Pozdrowienia Anna.


                             

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz