Szukaj na tym blogu

piątek, 20 października 2017

MEDIALNA GWIAZDA

Kiedyś trzeba było coś ugrać żeby być piłkarską gwiazdą.
Oczywiście, piłkarzy było też sporo, sporo było klubów i był  "rynek" na piłkarzy. 
Ktoś przecież MUSIAŁ grać choćby w takiej Odrze Wodzisław czy Polonii Bytom ( kiedyś wielce sławny polski klub).
Nie było jednak tylu "ekspertów" lansujących czasami piłkarza, który  bardzo daleko ma do tego by być "gwiazdą". Nie wystarczało "istnieć wirtualnie" ( patrz ławka np w u-21) , by zostać nagle piłkarzem "którym interesuje się Ajax( na ten przykład).
Nie wystarczyło "walczyć, walczyć" i mieć ponad 1,90 wzrostu (jak taki Adam Buksa - ławkowicz i w Lechii i w Lubinie), trzeba było być KIMŚ !
Oczywiście i talenty ginęły. Ginęły bo im "namieszano w głowie", gięły bo uwierzyli w  swoją "piłkarską boskość" .
Tu polecam gorąco bardzo ciekawy film fabularny Kidawy-Błońskiego "Gwiazdy", w którym bohaterem jest Jan Banaś ( tak , ten co strzelił  bramkę w słynnym meczu z Anglikami w Chorzowie. Meczu zapamiętanego też ze względu na "faul McFarlanda na Lubańskim". Meczu który "w rozliczeniu" przyniósł późniejszy "zwycięski remis na Wembley" i awans na MŚ w Niemczech).
Niewiele jest filmów o tematyce piłkarskiej, a przecież losy wielu piłkarzy to nie tylko "siedzenie w rezerwach", ale ciekawe i wręcz dokumentalne historie. Obrazujące "codzienność" piłkarską świata do którego tak naprawdę przeciętny kibol dostępu nie ma.

Gdzie prowadzone są różne "gierki", krążą "pieniądze pod stołem" i czasem właśnie "lansuje się na wyrost" tzw " wielkie gwiazdy".

Drugim powodem dla którego piszę tego posta jest historia piłkarza Legii, Nagy-ego. 
Piłkarza, który nie kopnął jeszcze piłki ( po przyjściu do Warszawy), a z którego zrobiono już "megagwiazdę". Coś jak z Holmana , w Lechu, który strasznie się zdziwił że "on super pomocnik, o mało co reprezentant Węgier "  MUSI PRACOWAĆ  i nie gra w 1 zespole! 
A może to wina "podejścia do tematu" samych Węgrów, którzy ( nie wiadomo dlaczego) uważają się za spadkobierców Puskasa, Kocicsa i innych legendarnych piłkarzy węgierskich i choćby dlatego że urodzili się na Węgrzech to są" namaszczonymi gwiazdorami". No bo przecież ( według nich) każdy węgierski piłkarz ma piłkę we krwi.
Ten "typ chrakteriologiczny" był też w przypadku Nikolića, trochę Lovrencicsa ( który przecież powinien mieć świadomość że 'chwycił Boga za nogi" kiedy wzięto go do Poznania z zapierdzianego Lombardu Papa- kto wie gdzie jest Papa?).
Następni Węgrzy udowadniają, że trzeba ostrożnie patrzeć na Węgry jako "miejsce zaopatrzenia w piłkarzy".

Buksa udowadnia, że wyłącznie "medialne poparcie" to nie "katapulta do kariery".
Trzeba być kimś więcej niż "drugim korzymem" i zawodnikiem wpuszczanym na ostatnie 10 minut "by przetrzymać piłkę".
Piłkarze powinni pamiętać co powiedział opromieniony sukcesami w Jagiellonii Probierz  -"Podrzucają, podrzucają, tylko żeby nie zapomnieli złapać".


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz