Szukaj na tym blogu

sobota, 12 lipca 2014

WELUJEMY MANĘ

Tytuł nieco niezrozumiały... dla tych "innych".
Wychowałem sie na Wildzie, w dzielnicy będącej "okiem cyklonu poznańskosci", gdzie w domu Babcia wysyłała mnie na istniejące przed wojną ulice, a gwara poznańska była w domu na porządku dziennym .
Pytanie więc do czytelników co oznacza tytuł?

I dalej będzie o tzw "prowincjonalnym sznycie Lecha".

Kiedyś... już dawno pisałem na temat Lecha jako klubu z Wielkopolski.
Był okres kiedy chciano zrobić z niego "klub europejski". Czyli zrobić to co robi się w Ległej. Gdzie pic na wodę, lansiarstwo warszawskie i "wielokulturowość", truskawki i szampan.A Legła dzisiaj kojarzona z "tęczowością" i "słoikowym kibicowaniem", gdzie trener nie nasz, 3/4 zawodników nie naszych, a w polityce klubu wpisane w metody działania = KŁUSOWNICTWO.

Przypominam.
Piłka współczesna narodziła sie w Anglii jako rozrywka górników. Związana była i jest w Anglii mocno z regionami klubowymi, wioskami, miasteczkami, miastami, dzielnicami, .
Mimo napływu obcokrajowców-graczy każdy klub ma określoną grupę kibicowską, dzielnicę (jak np w wieloklubowym Londynie czy Manchesterze) albo miasto/okolicę.

Mnie to jeszcze niedawne "europeizowanie" Lecha (za Pogorzelczyka) bardzo raziło.
Powtarzałem... przecież my som z prowincji i powinniśmy być z tego dumni ,bo ta "prowincja" nazywa się nieprowincjonalnie - WIELKOPOLSKA.
Czy prowincja może nazywać się dumniej?
 A "wsioki" dumniej niż "my Wielkopolanie ?
Więc po co nam stresy europejskości? Kompleksy "biznesowe" i "światowość".
Nasza chata z kraja i na tym powinno się oprzeć dumę i istotę klubu.
Zaczepić go nie w jakiejś wirtualnej "nowoczesnej przestrzeni", a mocno postawić na tzw "regionalny patriotyzm" na regionalną odmienność tak by kibole w swej "inności" jednoczyli się wokół swojego klubu- Lecha, języka-gwary,piwa,jedzenia.
By kibol ze Środy, Czempinia, Koła, Szamotuł, Lubonia, Wrześni, Gniezna i tak dalej czuł się na "swoim stadionie na Bułgarskiej" jak "u siebie w domu".
Stąd z ogromnym zadowoleniem przyjąłem wprowadzenie do reklamy klubowej, w nazwy karnetów wielkopolskiej gwary.
Tak zresztą "żywej" bo przecież KAŻDY Wielkopolanin wie co to :plyndze, szneki z glancem, gzik, ejber, wuchta, bejmy,szczun ,kista, na szagę, wyglancowany i tak dalej.Nie rusza nas gdy nazywa się nas "poznańskimi pyrami" , a wręcz sami kibole nazwali Wielkopolskę- PYRLANDIA.
Mimo usiłowań "zrównania z glebą" przez tak zwane "czynniki" tej odrębności ta gwara, zwyczaje, sentyment do "ślepych ryb" i modrej kapusty nie został wykorzeniony.
W komunistycznej Polsce gdzie WSZYSTKIE TRAMWAJE BYŁY CZERWONE...w Poznaniu BYŁY ZIELONE!
I o to właśnie chodzi.
Aby piłkarze w klubie ,choć w większości ,by byli to "nasi" (np Kownaś, Karol, Kamyk, Panama), żeby było jak najmniej "turystów" w rodzaju Claasena, a po zakończeniu kariery ( jak np Djurdjević) by piłkarze pozostawali w klubie.
To ważne by kibole  czuli , że "ich chłopcy" to nie "gwiazdy" ale "swoje chłopy".
Z drugiej strony jest też obowiązek nakładany na piłkarzy, by nie "markowali roboty" bo to  akurat w poznańskiem (gdzie cwaniacto i naciągactwo nie w modzie) "sposób na życie" bardzo niemodny.

Co prawda zarzuca się ( tzw oświecone media wiedzące lepiej co to nowoczesność) że Lech to nieco konserwatywna polityka, ale... i dobrze. Dobrze, że liczy się pieniądze, bo to przecież takie nasze-poznańskie.
Liczenie bejmów. I mimo, że często podnoszą się głosy o sknerstwie "rutków" to jednak w sumie dumni jesteśmy, że nikt "nam łachy nie robi" i, że dajemy rady mimo że nie jesteśmy krezusami.
I mimo zniecierpliwienia w sumie rozumiemy to powtarzane często przez nasze babcie niemieckie powiedzenie "langsam langsam aber sicher".
Bo poznańskie poczucie rzeczywistości podpowiada nam, że Lech Realem NIGDY nie będzie.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz