Szukaj na tym blogu

piątek, 9 listopada 2012

NA GORĄCO GORĄCE PYRKI..

Widzew-Lech 0-1

Rzadko piszę w parę mnut po meczu. Trzymalem kciuki.
Przewidywalem (sędzia z Warszawy) 4 kartkę dla Wołąkiewicza. Nie sprawdziło się.
Przewidywałem remis, bo często ostatnio są remisy  między tymi zespołami, Lech wygrał.
Nie sprawdziło się i... super! Chrzanić ten mój punkt w "typerce"!
Przewidywałem, że zostanie zmieniony szybko w 2 połowie Możdżeń i (uffff) stało się!
Rumak zlitował się nad moimi nerwami i zdjął tego "patafiana" z boiska.
Powinien go do tego od razu przesunąć do Młodej Ekstraklasy, bo obecność tego Pana na boisku zaczyna być mniej "produktywna" niż Ubiparipa.
Jeśli to piszę ( a znacie moją opinię o "klasie" Serba) to pozostaje dodać..... NO COMMENTS.
Już na początku drugiej połowy i po zmianach Możdżeń/Tonew - weg.. albo out..- na Ubiparipa i Linettyego było widać że pomysł gry z "walczącym" Bereszyńskim był z rzędu tych "takich sobie".
Bereś coby nie robił to był całkowicie osamotniony w ataku, bo do "klasy Mateuszka" dopasował się Lovrencics grający niemiłosierny "piach".
Poprzeczka po jego strzale ( napiszę to złośliwie) to było następne niecelne zagranie i nie ma co się tym podniecać.
Lech ( nie pierwszy raz) zagrał w 9 ( Możdżeń i Gergo byli na boisku tylko ciałem).
Jak napisałem... zmiany bardzo "celne". Podjrzewałem, że Rumak jakby "na złość" pismakom i komentatorom nie wpuści na boisko "Karolka". Jednak ta nędza z przodu zmusiła go, by jednak poniechał przekory.
Bramka ładna. "Niewyjęta radość" gdy Muraś zwodem "przewiózł na tyłkach" trzech obrońców Widzewa i strzelił " do pustaka". To chyba bramka sezonu Lecha.
Znakomite też było zagranie Linetty do Ubiparipa. Tempo, dokładność, precyzja. A że był minimalny spalony i bramka nie została uznana ... trudno. Przyjemnie było jednak patrzeć na "dynamikę akcji".

Zazwyczaj jestem bardzo powściągliwy, ale teraz napiszę : WEJŚCIE LINETTEGO zmieniło obraz gry ofensywnej Lecha. Tego nie da się pominąć, oczu nie da się oszukać.
Tym bardziej ciekawe co będzie dalej z tym "szczunem".
Może  znajdą się też tacy co zauważyli i docenili dobrą grę Drewniaka, który "aż kwiknął z radości" kiedy Rumak wpuścił mu na boisko kolegę.
Powtórzę to co powiedział Muraś "Graliśmy swoje".Na "prostackie drużyny" najlepszy prostacki pomysł.
W końcu to "TYLKO' nasza szara, parciana Ekstraklasa !!
Ubawił mnie Rybicki który w wywiadzie pomeczowym stwierdził : "Brakowało nam szczęścia".
Liczby mówią coś innego  Widzew/Lech
                              strzały:  8/15
                              celne    ZERO/ 4
Jak nie trafia się w bramkę rywala to po prostu nie brak szczęscia ,a brak UMIEJĘTNOŚCI , chłopcze!
Kiedyś pisząc o Tschbambie i Ljubolji i Koseckim napisałem że "próbnikiem jakości" napastników była/będzie defensywa Kolejorza.
Ta obrona pokazała, że w Widzewie grają na razie "piłkarskie dzieci" oraz gracze " zdolni niekoniecznie".
Taka jest prawda po tym meczu.
Powtarzać , że Lech "wyczynia cuda" grając praktycznie bez napastnika będzie oklepanym frazesem.
A właśnie teraz to się dzieje.

Komentatorzy
Cały czas zachwycali się Widzewem. I jak zwykle "tworzyli wirtualną rzeczywistość" popisując się "znajomością rozgrywek", na przykład mówiąc: "Slusarski 4 gole w sezonie i wszystkie 4 głową". Pewnie ten gol  z Piastem strzelony nogą w rezcywistości najpierw był strzelony nogą a potem "dobity głową". Ze tak nie było? Luzik... popierdalamy sobie dalej...
Czasami mam wrażenie, że Lech grając tak jak Borussia Dortmund byłby przez komentatorów ganiony , że nie gra jak Barcelona i "na odwyrtkę".
Tak Lech w sumie wygrał "tylko" JEDNĄ bramką w Łodzi i nic to że Widzew w ogóle nie trafił w bramkę Burića. Gdyby miał "więcej szczęścia" toby lekko i z palcem w d... "powiózł" Lecha 8-1 ( bo przecież OSIEM razy strzelał w KIERUNKU bramki Kolejorza). I tylko brakowi "szczęścia"  należy przypisać, że Widzew ANI RAZU W TĄ BRAMKĘ NIE TRAFIŁ.
Dla mnie taka logika to bomba. Tyle że napełniona "pierdzielinami".

Pierwszy mecz Ruch-Lechia (bez Traore) 0-1

 Brak napastników spowodował, że obie drużyny "sklinczowały się na środku boiska".
W tej przepychance lepsi byłi "lechiści". Ruch bardzo osłabiony ( Zieńczuk, Piech dopiero co po kontuzji, brak Malinowskiego) był gorszy. Jak w Lechu Możdżeń tak w  Ruchu Sadlok ze wszystkich sił pokazuje, jak mylili się "eksperci" kreując go na "gracza europejskiego formatu". Pamiętam jak o mało nie "urwał nogi" Gancarczykowi ( kiedy ten grał jeszcze w Lechu) teraz o mało nie wysłał do szpitala Machaja.
Ciekawostką "przyrodniczą" była obecność na meczu "selekcjonera".
 Kogo tam oglądał? Nie wiem.

Komentatorzy tradycyjnie bredzili po "polskiemu"
--  chyba za dużo przesadzili
--  lechiści naciskani pod presją

Na koniec
Lech zrobił ,wygrywając 2 razy na wyjazdach , wszystko by kibole "walili" na stadion, na Bułgarską "drzwiami i oknami", na mecz z "Ległą.
 Jak będzie, zobaczymy!

                             

                     

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz