Szukaj na tym blogu

piątek, 27 maja 2016

PIŁKA NOŻNA JEST przecież taka PROSTA...

Fala krytyki Lecha, po sezonie ,jakby opadała.
Pogodzono się z pozostaniem Urbana.
Sezon  określono zgodnie jako nieudany i już, i tyle, i szlus.
Piszący swoje negatywne opinie korespondenci "wystrzelali się z argumentów", a może nawet  już sami są znużeni swoimi narzekaniami i nawiedzonymi receptami " na przyszłość".
Zaległa urlopowa cisza. 
Nawet w transferowej ruchawce  zastój.
Cały temat lechicki zamarł w oczekiwaniu na początek przygotowań do nowego sezonu, do obozu letniego.
Zakręcono kurki z żalami, wypito kielichy goryczy i jakby wystarczy tego masochizmu.

Mnie  naszła taka myśl, oglądając mecz półfinałowy Legła-Lech, CLJS, że Lech w pewnym sensie gubi prostotę i pewne prostactwo piłki nożnej.
Lech zaplątał się w swojej filozofii, a może filozofowaniu na temat piłki nożnej.
 Prostego w sumie sportu stworzonego dla gawiedzi ( w odróżnieniu np od tenisa, polo czy golfa).

"Filozofia grania piłką" nie zawsze jest zgodna z określeniem " gra w piłkę".

Piłka  w swoim "niemowlęcym stanie" to był sport stworzony dla  angielskich górników potrzebujących nieco ruchu po ciężkiej pracy w kopalni.

Tu mamy kluczowe słowo " ruch".
Chodziło głownie o "ruch" grając w "nogę", według jakiś tam zasad. Cała sprawa streszczała się do BIEGANIA na świeżym powietrzu.
To były pierwociny piłki -- bieganie w towarzystwie kumpli za skórzanym balonem, dla zabawy, by po meczu ( najlepiej wygranym) wypić to wygrane piwo razem z kumplami z drużyny.
Czyli - bieganie, gole strzelane by wygrać i na koniec nagroda- beczka z piwem.

Co tu więcej kombinować.
Potem zaczęto dodawać filozofię, jakieś tam "wymysły i pierdy" ,do piłki. Zaczęto mówić o taktyce, "piłkarskich szachach" i z prostej kopaniny zrobiono dziedzinę nauki, w pewnym sensie wypatroszono piłkę nożną, i wynaturzono.

Pozostało jednak w niej to co podstawowe:
- Całą filozofię można wsadzić w zadek jeśli piłkarzom nie chce się biegać, piłka przeszkadza im strzelać gole, a nagrody stają się coraz mniej doceniane ( bezsensowne miliony kręcące się koło agentów i piłkarzy, którym po prostu przewraca się we łbach).

Brakuje radości, prostoty, biegania, czasami prostej sportowej "walki", czyli tych prostych "przyjemności piłki nożnej" które chce oglądać "zjadacz kiełbasek i piwny konsument" czyli KIBOL.

A przecież przykład np Leicester pokazuje że obok Wielkiej Mamony cenne jest "braterstwo piłkarzy i kiboli", jeden cel, wiara w to co dla innych nie do wiary, " duch drużyny".
Jak do tego doda się bieganie, szacunek dla kiboli, zapomnienie na chwilę o bajońskich kwotach kręcących się dookoła piłki to mamy NIESPODZIEWANY sukces.

Sukces na który czeka kibol TU I TERAZ, a nie za rok, pięć lat czy w bliżej nieokreślonej przyszłości.

Dlatego czasem dziwi mnie stwierdzenie " niech wygrywają choćby 1-0, wymęczone po beznadziejnej grze", najważniejsze są 3 punkty.
Nie zgadzam się na to !. Chcę WIDOWISKA, zabawy, bramek, zaskoczeń, wygranej ,ale nie po mnimalistycznym murowaniu kisty, czy "antyfutbolu" i "żałosnym męczeniu gały".
Co kojarzy się bardziej jako żałosna masturbacja , gdy brakuje pomysłu i środków że by zrobić TO naturalniej i radośniej i  W ZESPOLE.

Co to ma wspólnego z Lechem?
Wiele.
Bo porażki można zapomnieć ( jak powoli teraz zapomina się czekając na  następny sezon), ale olewactwa, rozkapryszenia, gwiazdorzenia kibol nie wybaczy.
Bo tenże czeka na "swoją manę" podobnie "mówiącą jednym głosem " i grającą "to samo z zaangażowaniem i entuzjazmem" jak Leicester.
Kibol od razu wyczuje sztuczność wypowiedzi, pozerstwo, pozoranctwo, "wożenie się na boisku" i bezlitośnie odrzuci " niedorobionych knajdrow" którym się we łbach poprzewracało ,marząc o " swojej drużynie" w której " jeden za wszystkich wszyscy za jednego".
Najlepiej drużynie złożonej  ze "swoich szczunów", a nie przywiezionych w teczce zbieraninie zblazowanych turystów.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz