Zadziwia mnie filozofia polskich piłkarzy.
Sporo meczów ligowych to w zasadzie "szwendanie się po boisku" i gadanie
"w następnym meczu musimy wziąć się w garść". Tak jakby „Gwiazdorzy” grali dla własnej przyjemności i swego „widzi
mi się”.
Tak jakby złorzeczący
kibic, ze złością drący po kolejnym beznadziejnym meczu bilet, był niewidzialny na trybunach i
nieistotnym elementem w całej tej „zabawie”.
A przecież „tą
zabawę” stworzono by jedni (piłkarze) grali dla drugich za ich pieniądze ( bo
przecież to kibic jest największym inwestorem w klubie i adresatem „piłkarskiej
usługi”).
Inaczej to jest tak jakby szewc od drzwi odprawił klienta, aktor
wyrzucał z widowni widzów, bo akurat „jest
nie w sosie”(czytaj-bez formy)..
A przecież ci ludzie (piłkarze) powinni bronić SWEGO MIEJSCA
PRACY w sposób oczywisty, rękami i nogami.
Powinni walczyć ( bo przecież widać że złote czasu dla nawet
przeciętnych piłkarzy się skończyły) o to co mają tu i teraz. W każdy mecz (bo
to przecież wykonywanie pracy i pokazywanie oceniającemu-trenerowi, kibicowi
swej wartości przekładającej się na wybieganie na boisko co daje konkretne
profity).
Nie pisze już o tak mglistej wizji ( jak dla młodych ludzi
np. wizja śmierci) jak kariera za kilka lat , w lepszym klubie.
W klubie który nie weźmie gracza do siebie żeby go
„przytulić”, ale by go „wykorzystać do swoich celów”, wręcz wydusić jak cytrynę
i jak jest okazja to „sprzedać na targu niewolników”..
Mam czasami takie wrażenie, że piłkarze ligowi to „tęczowi
marzyciele”.
Szczególnie ci młodzi wierzący że „talentem” nadrobią to co
(niestety) MUSZĄ WYPRACOWAĆ TRENINGIEM. Nie takim „na odpierdol” ale takim „na
maxa” , a nawet zostawaniem po treningu (jak np. zostawał Lewandowski w Lechu)
by cos tam jeszcze udoskonalić.
Bawią mnie te
„meldunki z obozu’ kiedy słyszę „ dziś
piłkarze grali w dziadka”.
Bawi mnie bo kiedyś
grało się „w dziada” i efekt był jakby nieco lepszy.
Teraz nie uchodzi używać
takiego słowa ,bo ” dziadek” brzmi bardziej „po europejsku”.
Może jednak ten „ciepły wychów” to „dziadowanie” powoduje,
że zamiast „wojownika” mamy „podróżnika” zmieniającego kluby w poszukiwaniu
„eldorado” by z rozczarowaniem, w wieku 40 lat „osiąść na mieliźnie”.
Bo przecież statystyka jest bezlitosna. Nie da się
„zagospodarować” wszystkich „piłkarskich emerytów”.
Patrząc na to co się dzieje w gospodarce czekam na kategorię
piłkarza, która MUSI SIĘ POJAWIĆ.
Kategorię „bezrobotny Gwiazdor ligowy”.
Na razie kategoria ta niewidoczna. Taki Niedzielan gdzieś
tam trenuje, grzeje ławę. Przypuszczam jednak że niedługo przeczytamy „ piłkarz
szuka klubu za wikt i opierunek”.
Już teraz „zimowych transferów niemal ZERO”. Sporo piłkarzy
, w lecie, będzie z wygasłymi kontraktami. Jak kiedyś mawiało się ,że w Polsce
za piłkarza MOŻNA ZAPLACIĆ MILION euro tak teraz mówi się że 300 000 euro
to „kupa szmalu”.
Pokutują co prawda gracze z bardzo wysokimi kontraktami ( w
Legii, Lechu), ale przypuszczam, że rok/dwa i ta kategoria wymrze. Płacami
zbliżymy się do Czech czy Słowacji.
Kluby (patrz Wisła , Górnik) płacą tyle ILE MOGĄ. Jak nie
mogą (Polonia) to po prostu nie płacą.
Będąc piłkarzem zastanowiłbym się mocno i już jutro
zwiększyłbym czas swojego treningu…. He He He.
PS; Zastanawiałem się
też nad „przypadkiem Lovrencicsa”.
Piłkarz został wypożyczony z prowincjonalnego klubiku
Lombard Papa (tu możecie sobie poczytać o tej miejscowości http://pl.wikipedia.org/wiki/P%C3%A1pa
).
Jak widać to małe,
prowincjonalne miasteczko. Sam gracz
przyznał, lecąc samolotem z Lechem na pierwszy mecz eliminacji LE do Tałdykorganu, że pierwszy raz w życiu
leci samolotem.
Lech jest dla niego życiową szansą by „wypłynąć z niebytu”.
Dano mu sezon na udowodnienie swojej wartości. W pierwszym meczu błysnął jak supernowa. Asysta, bramka. I… zgasł.
A przecież powinien biegać 3x więcej niż koledzy, nie robić
NIC innego tylko trenować. Te parę
miesięcy „harówki” to „pryszcz”, a
przecież można zyskać/stracić wszystko.
Co mamy?
Z Lovrencicsa
zrobiono na forach „Lovelasa”. Z niedowierzaniem przyjmuje się ,że zostanie w
Poznaniu. Zarzuca się jemu, że zawodzi, że klub traci na niego czas.
Fakty?
Niby biega, niby chce. Efekty mizerne. Jest takim „niby
wzmocnieniem”.
Ten „przypadek” pokazuje, że warto przed podpisaniem
kontraktu brać „gracza bez piłkarskiego nazwiska” na wypożyczenie, na „okres
próbny” ( tak szeroko zresztą stosowany przez firmy prywatne). Dzięki temu z
Lovrencicsem może uniknięto „wpadki jak z Ubiparipem”.
Oczywiście zupełnie inaczej trzeba postępować z graczami „z
nazwiskiem” (Hamalainen) tu takie „wygłupy” są tylko ośmieszającymi klub
wygłupami.
PS 2:Że robi się coraz ciekawiej
i powoli zaczynamy zbliżać się do normalności ( „jaka praca taka płaca !”)
świadczy choćby ten cytat z wp.pl „Wisła zaciska pasa, przed
sezonem zaproponowała zawodnikom obniżenie kontraktów. Zgodził się ponoć jeden
- Łukasz Garguła.”
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz