Na szczęście wśród tych "innych" są byli lechici.
I tak
Jak widać Sampdoria "idzie w ślady" BVB ( (grali tam przecież jednoczenie Lewy, Piszczu i Błaszczykowski). Na mecz z Fiorentiną wybiegło aż trzech "byłych lechitów". Co widać na obrazku.
Jeden farbowany, dwóch "prawdziwych" ( Kownaś i Karolo).
Sampdoria rozgrywa najlepszy od lat sezon i jest "o piczy włos panny Mani" od gry w LE.
Sampdorię Genua jednak wyprzedzają bardzo silne firmy i Sampa pod koniec sezonu może jedynie "polizać lizaka przez szybę" lądując na beznadziejnym 6 miejscu.
Kownaś grał ( zszedł w 58"), bramki (3) dla Sampy strzelił Quaiarella. Karol kończył mecz w niemiłosiernie uwalanych na zielono ( od jeżdżenia na tyłku) spodenkach. Za to go TEŻ kochają w Genui.
W drugim meczu grał nasz "poznaniak" czyli podkurowany Lewy.
Mecz dziwny bo... trzecia od końca drużyna Bundesligi ( Werder Brema) prowadziła w Monachium 0-1 i to do 40 minuty!
Pierwsza połowa to remis 1-1 ( wyrównał Muller).
W drugiej połowie wcale nie było Bayernowi łatwo ,bo po bramce Lewego ( głową! A pamiętamy jak to słabawo grał głową Lewy w Kolejorzu, to chyba była jego najsłabsza strona) samobój gracza Bayernu i z lekkiego , przyjemnego zwycięstwa zrobiło się 2-2. Ale znowu Lewy wziął sprawy na głowę i mecz postawił na nogi strzelając na 3-2 (głową), dołożył 4-2 Mueller i po zaskakująco trudnym meczu monachijczycy wygrali.
W ogóle to w Niemczech rzeźnia, bo pierwszy Bayern ma.... 16 punktów przewagi nad drugim Bayerem Leverkusen i trzecim RB Lipsk.
Piękny "niezbędnik" dla mężczyzny.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz