Wisła niby coś tam kombinowała ( nawet lepiej niż Lech), Lech zaś jakoś tak niby kontratakował.
Generalnie wiedziałem, że Wisła "nie przełamie defensywy Kolejorza", z drugiej strony Bjelica nie mogąc wystawić Kownackiego i Trałki praktycznie "skazał" poznaniaków na grę skrzydłami.
Brakowało dziś fantazji, królowała solidność, niewiele było błędów a w sytuacjach zagrożenia ( szczególnie Wisła) gracze wywalali piłkę w auty czy byle dalej.
Brak potrafiącego zagrać zaskakująco ( w przodzie) Kownackiego był widoczny.
Także Tetteh mimo ogromniastej liczby odbiorów jakoś "nie napędzał kolegów".
Zmiana Robaka na Bille Nielsena to nie była jakaś zmiana, wszedł "duński robak", zszedł polski Robak. W grze nie zmieniło się nic.
Pierwsza połowa niczym nie różniła się od drugiej połowy.
To tak jakby mecz biegł jednym tempem.
Ponieważ nic sensownego nie potrafię napisać o tym nielubianym przeze mnie remisie 0-0 niech będzie kilka moich "myśli nieuczesanych w czasie meczu".
-- co za wiocha, pomyśleć że to Kraków.
Dlaczego?
Te ciągłe gwizdy gdy poznaniacy przy piłce, gwizdy gdy schodzą z boiska lechici.
Miałem wrażenie że oglądam mecz w Kazachstanie.
-- praktycznie Lech nic nie "ugrał" ze swoich rzutów rożnych czy z rzutów wolnych
-- wydarzenie meczu ===>
gdy w 87' minucie Pawłowski przewraca się o własne nogi ( z głodu?), w polu karnym, nieatakowany. Po prostu brak słów.
--- no i statystyki. Wisła nie strzeliła celnie W CZASIE CAŁEGO MECZU
Zresztą te właśnie statystyki pokazują z jakim "piłkarski wydarzeniem" mieliśmy dzisiaj nieprzyjemność się spotkać.
Ufff ... przyznam , pisząc o tym meczu "wyciągałem coś z niczego".
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz