Lech-Płock 2-1
widzów 8 442
Piszę na początku o widzach ,bo to najlepszy miernik sukcesu. Lech "skrojony powinien być" na widownię 20 000,a karnetowiczów na 15 000.
Wszystko to co mniej pokazuje w jakim miejscu "stoi poznańska lokomotywa".
Te dzisiejsze 8 000 to takie "minimum-minimum". Pokazujące, że jakoś kiboli nie pociąga oglądanie "wysiłków zespołu", gdy chcieliby zobaczyć GRĘ W PIŁKĘ NOŻNĄ.
Gry w nogę za dużo nie było.
Czasem Lech był jak niezły samochód osobowy z pięciobiegową skrzynią który cały czas jedzie na 2 biegu. Zmian biegów "kierowca" nie stosował wcale.
Chodziła mi też po głowie taka dziwaczna myśl. Jeśli czytam raz za razem w sprawozdaniach z treningów Lecha ,że "grali w dziada" to zastanawiam się jak przełożyć założenia tej "piłkarskiej zabawy" ( doskok, odbieranie piłki, CELNE zagrania bez przyjęcia do partnera tak by maksymalnie utrudnić odebranie piłki i przyspieszyć jej wymianę) do tego co obserwowałem dzisiaj.
Gdzie "królował" jeden schemat czyli "granie po koronce przez linię defensywną". I zagrania najbezpieczniejsze "z wykorzystaniem bramkarza".
Gdzie w takim "dziadkowym tłoku" jaki panował nie było celnego i szybkiego zagrania, a tylko zwalniające przyjęcia piłki, która na domiar złego odskakiwała.
I jeszcze te niedawne migawki z treningu kiedy lewoskrzydłowy pomocnik w biegu CELNIE dośrodkowuje do nadbiegającego napastnika/pomocnika walącego na bramkę.
Na treningu jest tak pięknie, na dzisiejszym meczu co zagranie to wybite przez przeciwników albo straszliwie niecelne ( Wasielewski!).
Z dośrodkowań NIC nie wynikało, jak i z rzutów rożnych.
Lech całkowicie "odpuszczał grę w powietrzu", albo "markował walkę" zresztą przegrywając 99% główek.
Dobra.... przegrywał więc powinien całkiem zrezygnować z gry GÓRĄ. Nie rezygnował, tracił zatem tzw "drugie piłki".
Mecz szybko zrobił się ligowym meczem w stylu "walka/walka".
I tylko "przebłysk" Jevtića i przebłysk Gytkjaera coś zmienił. Gdyby nie to napisałbym, że z gry powinno być "smętne 0-0".
Płock nic nie pokazał co najwyżej , że można celnie podawać sobie piłkę.
Dobitnie świadczy o ich niemocy ,to że największe zagrożenie było po..... wrzutach z autu (trzykrotnie robił to Warcholak , który raz zanotował asystę 2 go stopnia wrzucając piłkę z autu).!
Jakby ktoś tak napisał o meczu w Bundeslidze to uśmiałbym się do łez.
W Ekstraklasie "nie ma się z czego śmiać".
Oceny?
Oczywiście patrzyłem na "naszych wychowanków".
Reszta mnie guzik obchodziła.
1- Guma strasznie nakręcony w 1 połowie. W 2 jakby "spuchł". Ale i tak jeden z lepszych lechitów
2- Jóżiu - bardzo jednostronny i cały czas brakuje mi , by wreszcie zaczął strzelać " w bramkę"!
3- Wasielewski - dobrymi chęciami piekło wybrukowane. Z dośrodkowań które robił powinno wynikać wiele więcej. Choć "całkiem niegłupio biegał".
Bramkarz - dobrze choć "gra nogami" beznadziejna.
Obrona- do bani
Pomoc - zbyt wiele zagrań bez celu. Makuszewski kompletnie niepotrzebny na boisku. Dwója za celność podań dla wszystkich pomocników.
Atak - czyli Gytkjaer. Granie do niego piłek górą to pomysł kompletnie poroniony. No i chciałbym żeby po sezonie ( ma kontrakt do czerwca 2019) jednak został w Poznaniu. Wiem, wiem... to jest nierealne. Na dziś to JEDYNY PRAWDZIWY napastnik w Lechu!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz