Lech-Wisła Kraków
Obecnie oglądam mecze Kolejorza cały czas mając "gorzki smak w ustach" po tym beznadziejnym blamażu z Arką (PP).
Stąd moje oceny surowe i niezbyt wiele optymizmu we mnie.
Już nie chodzi o tego Majstra, bo Lech to nie drużyna na ten tytuł, ale sposób w jaki sobie "pogrywa".
Dziś "mecz o wszystko" a Wisła Kraków w 2 połowie wręcz ośmiesz biegających jak koty z puszką przywiązaną do ogona graczy Lecha.
Były wręcz chwile kiedy gracze poznańscy zostali "wsadzeni na karuzelę" i nawet nie ndążali z obracaniem głowy by nadążyć za wiślakami.
Najnormalniejsza żenada i potwierdzenie że ta drużyna jest "bardzo nie OK".
Były momenty kiedy wręcz życzyłem lepszym w 2 połowie wiślakom by wreszcie wdusili ( a mieli dwa słupki) tego gola na 2-2 i by ostatni mecz Lecha można było odpuścić na rzecz plażowania ( no bo i mnie wakacje się należą od tego kabaretu niemożności i bezsiły KKS-u.)
No cóż pozostaje ostatni mecz, znowu będą się grzały kalkulatory, łącza satelitarne i komentatorzy będą podgrzewać tą letnią, cienką zupkę.
Cała nadzieja że w następnym sezonie nie będzie wymówki że trener miał za mało czasu "by odcisnąć swoje piętno na drużynie".
Dobra:
Najgorsi - Putnocky, Kostewycz, Jevtić, Kownacki
Najlepsi - Wilusz, Kędziora, Tetteh no i oczywiście Makuszewski.
Niewielu najlepszych, dużo najgorszych.
Reszta słaba jak słaba była 2 połowa tego meczu w wykonaniu Kolejorza.
A do tego te podania donikąd, odpuszczanie w grze głową ( wygrywali tylko Bednarek, Wilusz i Tetteh, próbował Kownacki).
Kiszka, kiszka.
Gadki:
-- to dwa jedyne napomnienia sędziego Złotka
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz