Tak to jest.
Piłka to "gęba pełna wołania o szczęście".
To zaklinanie rzeczywistości, "zakopywanie kurzej łapki" w polu karnym przeciwnika, obrzędy rodem z kultury słowiańskiej.
Jak "coś" dobrego się stanie to od razu wołanie o "cudzie, nowej miotle".
A przecież na początek wszystkiego w "nożnej" to " żeby piłkarzynom chciało się chcieć".
Oczywiście umiejętności piłkarskie i zdrowie też ważne, ale jeśli na boisko wychodzi "gwiazda'" myśląca "lepiej mądrze stać niż głupio biegać" i komentatorzy pieją z zachwytu, że "komuś chce się biegać" ( jak np takiemu Żurkowskiemu z Zabrza czy Makowskiemu z Lechii) to coś tu jest chyba nie tak.
Bo od biegania i to " z jęzorem na wierzchu" trzeba to wszystko zacząć.
Jak myśli się, że " wystarczy posiadać piłkę" to o wiele wiele za mało.
Trzeba za tą piłką BIEGAĆ.
Dziwne ale tej oczywistej prawdy jakby czasami nie widziano.
Przed meczem zaklina się że "damy z siebie wszystko" ale po meczu widzimy z przerażeniem że to "wszystko" to malutko.
To tak jakby facet namawiał dziewczynę do pójścia z nim do łóżka w, a ona naiwna zgadza się tylko że... facetowi NIE STAJE !
I mamy tego "Osiołka Porfiriona" który pragmatycznie bierze się do roboty ( patrz link) i naprawia piecyk , a za to na dodatek dostaje wpierdol od Chóru Polaków.
Bo nieważne pragmatyczne myślenie czy działanie skoro cały czas liczymy na cud, że rywal padnie ze zmęczenia, ktoś straci piłkę w środkowej strefie, bramkarz przepuści babaola, wręcz rywal przewróci się na plecy jak pies pokazując ze strachu brzuch bo przecież " na papierze jesteśmy lepsi"... zamiast po prostu ZABIEGAĆ RYWALA NA ŚMIERĆ.
Co czyniła zdobywając M.Niemiec np Borussia Dortmund w swoich najlepszych meczach , albo co robią w większości zespoły angielskie.
Co czynił np Genk grając z Lechem w eliminacjach LE.
Bo taka "zabieganina" wprowadza "mus u rywala " by DOBRZE podać, popełnić ten oczekiwany błąd, stracić piłkę daleko od naszej bramki.
No tak, ale jak piłkarzom brakuje sił, albo nie biegają to:
1- wina trenera który nie potrafi popędzić batogiem opierdalaczy
2- wina trenera który nie potrafi dokonać właściwej selekcji " potrzebnych biegaczy" ( bo np JEDEN biegacz wśród żółwi to absurd- np taki Józiu czy Pawka)
3- wina trenera który w odpowiednim czasie nie przygotował tychże WYSELEKCJONOWANYCH graczy do takiego biegania, cały mecz, bez zatrzymywania
Przecież "opierdalacze" sami siebie nie wystawiają do składu na mecz.
No chyba że tak jest a wtedy... znowu to oczywista wina trenera.
Pytanie zatem - czy trener radzi sobie? Czy nie radzi.
Choćby z taką prostą sprawą jak ZMUSZENIE PILKARZYKÓW DO BIEGANIA i to nie przebieżek, "symulacji NISKIEGO pressingu", ale po prostu ZAPIERDALANIA cały mecz.
A cała reszta?
To detale !
A zresztą jest przykład z ligi, żeby nie było że i ja sobie tak radośnie popierdalam gardłując w tym samym tonie co niezliczone rzesze niezadowolonych wiecznych pesymistów, wiecznych Polaczków malkontentów. .
PRZED Stokowcem Lechia leciała sobie w huja, teraz zapierdalają aż miło i... jest efekt !
A tak w ogóle w kwestii zapierdalania to mam piękny przykład kiedy "drużyna silniejsza na papierze" dostaje oklep od "kelnerów" i to dzisiaj i to w PPolski. Bo Zagłębie Lubin PRZEGRAŁO w Morągu ( dziura straszna, byłem, widziałem, nawet eksplorowałem... he he he) z HURAGANEM (!!!) Morąg 2-3 ! I strzeliło swoją drugą bramkę dopiero w 90 minucie !
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz