I wtedy pies leży brzuchem do góry (jak Lech po tym meczu).
Ale po kolei.
To będzie tak. Postanowiłem nie pisać bezpośrednio po meczu
Lecha, trochę odczekam, żeby „nie razić uszu” .
Może nie będzie przyczynków coby się „pienić” tylko raczej
„rozpływać z zachwytu”(nie było).
Zacząłem od meczu Jagi-PGE
2-2
Postawiłem na Jadwigę, ale gdzieś pod skórą czułem, że nie
musi to być dla nich „spacerek”.
Tak właśnie było w 1 połowie.
Niespodziewanie po jej zakończeniu bełchatowianie prowadzili
0-2. Szczególnie druga bramka dla nich ( a grali już wtedy w 10) była
baaaaardzo „piłkarska”. Wszystko było w tej akcji: wejście bocznego obrońcy do
dobrego podania, zaskakujący drybling, bardzo ładne podanie do Wacławczyka i
bardzo przytomny strzał.
Druga połowa to już było „mielenie węglarzy” na miałko. W 60
minucie Jaga miała 79% posiadania piłki i co najważniejsze coś z tego wynikało,
nie tylko „statystyczne procenty”.
Ładnie rozciągali grę, szybko podawali. Dużo strzelali. Co
ciekawe nie mieli przy tym zbyt wielu
okazji bramkowych.
Przewaga jednak MUSIAŁA się skończyć strzeleniem bramek.
Strzelili 2. Mecz, bardzo ciekawy i emocjonujący, choć nie z
tych „europejskich” skończy się remisem.
Co ciekawe to kolejny-5 remis- Jagiellonii na swoim boisku
(!!!) . Ciekawe 5 meczów= 5 punktów. Widać jak niewiele znaczą „remisiki”.
Wystarczyłoby wygrać TYLKO 2 mecze i Jagiellonia miałaby więcej punktów niż 5
razy remisując.
Statystyki meczowe:
Jaga/ PGE
Strzały 19/6
Strz.celne 7 (tylko)/3 (niekiepska skuteczność)
Faule
7/17 (niekiepska różnica!)
Punkcik niewiele dał Jadze i niewiele dał (choć zawsze coś)
PGE Bełchatów
Komentatorzy bardzo rzeczowi i konkretni aż nie ma czego się
„czepić”
-- Dżalamidze potknął
się na piłce
-- w 80 minucie kiedy
głowa jest zmęczona, niedotleniona to pojawiają się błędy
Lech-Śląsk 0-3
Hm.
Co tu pisać.
Nie dość, że MUSIAŁEM oglądać nielubianą drużynę „kiepskich”
to do tego byłem świadkiem tęgiego lania.
Miałem złe przeczucia
już w 1 połowie kiedy drużyna, która MA WYGRAC wybiega z trzema
pomocnikami defensywnymi.
Potem kiedy widziałem schemat = środkowy obrońca -Murawski- Trałka-
Murawski- laga na skrzydło-kolejne dośrodkowanie, powtarzany po raz dziesiętny to powiem, że brały
mnie mdłości .
Do tego przegrany prawie każdy pojedynek
indywidualny (czytaj zero dryblingu), wybicia pod nogi wrocławian. . I tak cały czas.
Uporczywe, schematyczne mielenie schematu.
Walenie bez sensu , podania niecelne, spóźnione dojścia do
piłki.
Ech co się będę czepiał że szybkość gry Lecha to :
przyjęcie-popchnięcie piłki-poprawienie- podanie. Tempo gry jak w latach 50.
Na tym tle CELNIEJ podający gracze Śląska wyglądali jak
drużyna o klasę lepsza.
Pewnie rany zostaną rozdrapane kilkadziesiąt razy więc …
szkoda słów, patrz portale "mądrali".
Trzy ostatnie mecze na swoim obiekcie i TRZY porażki.
Bramek 1-8 , po
prostu KLĘSKA!
Jakby to grano na złość kibolom.
Normalne harakiri dla klubu. Teraz nie warto przychodzić na
mecz na Bułgarską, bo prawie pewne jest że Kolejarz u siebie PRZEGRA. Takie
mecze dla masochistów.
Król jest nagi i to wszyscy wiedzą. Prawda jest taka, że
Lech dzisiaj nie zasłużył nawet na honorową bramkę.
Kiepscy pozostali kiepskimi bo to, że wygrali z „jeszcze
bardziej kiepskimi” Kolejarzami i to niewiele znaczy.
Tylko się cieszyć ,że to OSTATNI mecz na Bułgarskiej w tym
roku.
Porażka „u siebie” boli jednak najbardziej.
Wystarczy, koniec ,KROPKA.
PS
Optymistyczny akcent :
na obiad miałem swojego ulubionego „ślydka z gzikiem i pyrkami”.
To mi zrekompensowało CAŁY
stres po porażce .
Luzik,